Było bardzo
zimno; śnieg padał
i zaczynało się już
ściemniać;
był to ostatni dzień w roku,
wigilia Nowego Roku.
W kącie między dwoma domami,
usiadła mała dziewczynka i skurczyła się cała; małe nożyny
podciągnęła pod siebie; ale marzła coraz
bardziej, a w domu nie mogła się pokazać; bo
przecież nie sprzedała ani jednej zapałki...
Dziewczynka uklękła boso, rączki jej poczerwieniały i zsiniały z
zimna; w starym fartuchu miała zawiniętą paczkę zapałek.
Przez cały dzień nie
sprzedała ani jednej; nikt jej nie dał przez
cały dzień ani grosika; siedziała taka głodna i
zmarznięta -biedactwo! Płatki śniegu padały na jej długie,
jasne
włosy i ramiona...
Ze wszystkich okien naokoło
połyskiwały światła i tak miło pachniało na
ulicy pieczonymi gęśmi...
Jej małe ręce prawie
całkiem zamarzły z tego chłodu, :Ach, jedna
mała zapałka; jakby to dobrze było. Żeby tak
wyciągnąć jedną zapałkę z wiązki, potrzeć
ją o ścianę i tylko ogrzać paluszki!
Dziewczynka wyciągnęła przed siebie
nóżki aby je rozgrzać; wyobraziła sobie, że siedzi przy cieplutkim piecu - a tu płomień
zgasł. Piec znikł - a ona siedziała z
niedopałkiem siarnika w dłoni...
Chciała się
ogrzać, powiadano; ale nikt nie miał o tym
pojęcia, jak piękne rzeczy widziała
dziewczynka w ostatnim swoim śnie...
A kiedy nastał zimny ranek, w kąciku
przy domu siedziała dziewczynka z czerwonymi
policzkami, z uśmiechem na twarzy - nieżywa:
zamarzła, na śmierć ostatniego wieczora
minionego roku. Ranek noworoczny oświetlił
martwą postać trzymającą w ręku zapałki :(
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz